Mąż nigdy nie chorował. Nie pali, nie nadużywa alkoholu. Nagle dwa tygodnie temu po wypiciu większej ilości piwa dostał ostrego, pulsującego i kłującego bólu opasającego z prawej strony brzucha. Na pogotowiu zrobiono mu badanie moczu, w którym wykryto czerwone krwinki i stwierdzono infekcję nerki. Lekarz nie chciał zrobić usg, gdyż stwierdził, że przy stanie zapalnym jest to niewskazane. Przepisał antybiotyk i leki przeciwbólowe. Po tygodniu nic nie przechodziło a mąż dodatkowo dostał gorączki. Poszliśmy prywatnie na wizytę. Usg było niejednoznaczne z powodu dużej ilości gazów. Lekarz zmienił antybiotyk. Na powtórnym usg, kilka dni później lekarz stwierdził torbiel w jamie brzusznej przy nerce. Następnego dnia w szpitalu zrobiono tomografię komputerową i na jej podstawie stwierdzono, że nerka nie pracuje i jest bardzo spuchnięta (to nie torbiel przy nerce, tylko płyn w nerce). Lekarze na konsylium podjęli decyzję o usunięciu nerki. Czy ich decyzja nie jest zbyt pochopna? Przecież nigdy u męża nie było problemów urologicznych? Co mogło spowodować taki nagły obrót sprawy? Dlaczego nerka przestała pracować?