Ale to wszystko cały czas nawraca. Od grudnia 2016. Najpierw ropień, wyciety w marcu. Potem zebrała się ropa w piersi i blizna się otworzyła, miałam wtedy płukanie betadyną i założoną laszę. Laszę wyjęto, 2tyg spokoju i znowu to samo... Znowu lasza, potem druga operacja - resekcja kwadrantu piersi i laszę nadal miałam. To było w lipcu. Dwa tyg gojenia, chwila spokoju i znowu pierś spuchła. Była tylko spuchnieta, usg nic nie pokazywało aż do 28.08 - dwa ropnie w innym miejscu niż poprzednio. Lekarz nakuł i odessał ropę. Dzień później zaczęła wylatywać na zewnątrz i trwa to nadal... Tak ma być do końca życia? Chwila przerwy i znowu? Od lutego naliczylam 32 wizyty u lekarza z jedną piersia. Żyć się odechciewa :( ja juz naprawdę zaczynam miec z tego powodu depresje.